* Przyjechałam z dziećmi do rodziców – lodówka pusta, mówią, że nie ma pieniędzy…

„Nie, dziękuję!” – warknęła Anna. Jej relacje z rodzicami męża były trudne od samego początku. „Wystarczył mi ostatni Nowy Rok, kiedy twoja matka powiedziała wszystkim, że źle wychowuję swoje dzieci”.

Dmitrij nie protestował. Anna miała rację. Każda wizyta u rodziców była dla niego stresującym doświadczeniem.

Ale nie dało się nie pójść. Obowiązek był obowiązkiem. Poza tym dzieci szczerze tęskniły za dziadkami, choć Dmitrij nie mógł zrozumieć dlaczego.

„Kupisz im coś?” – zapytała Anna, zbierając rzeczy dzieci do małej torebki. „Już kupiłam. Koniak dla taty, kwiaty i słodycze dla mamy”.

„Lody dla dzieci są już w drodze”. „Mam nadzieję, że tym razem nie będzie żadnych porównań z cudownymi dziećmi Eleny”. Anna skrzywiła się, składając piżamę Sofii.

Dmitrij westchnął. Elena była od niego o trzy lata młodsza i od dzieciństwa cieszyła się szczególnymi przywilejami. Rodzice ją rozpieszczali, hołubili i spełniali każdą jej zachciankę.

Przyzwyczaił się do bycia w cieniu. Zarówno jako dziecko, jak i teraz. Po prostu nie chciał wciągać swoich dzieci w ten system.

Poranek był nerwowy. Pięcioletnia Sofia była kapryśna. Nie podobała jej się sukienka, którą mama wybrała na wycieczkę.

Maksym nie mógł znaleźć swojej ulubionej książki, którą chciał pokazać dziadkowi. Anna nerwowo sprawdzała, czy wszystko mają. „Tato, czy babcia Lida ugotuje nam coś smacznego?” – zapytała Zofia, kiedy w końcu wsiedli do samochodu.

„Oczywiście, kochanie” – odpowiedział Dmitrij, choć wątpił. Jego rodzice mieszkali w sąsiednim mieście, godzinę jazdy stąd. Dmitrij uwielbiał tę drogę.

Malownicza autostrada, pola, zagajniki. Włączył dzieciom audiobooka i zamyślił się. Przypomniało mi to coś z dzieciństwa.

Jak jego matka zawsze znajdowała pieniądze na nowe sukienki i buty dla Eleny, podczas gdy on musiał nosić ubrania kuzyna. Jak urządzili prawdziwą imprezę urodzinową dla jego siostry, ale często zapominali mu złożyć gratulacje. Jak jego ojciec uczył Elenę prowadzić, ale powiedział mu: „Sam się domyślisz”.

Nawet teraz, gdy Dmitrij odniósł sukcesy jako informatyk i pomagał rodzicom finansowo, oni nadal bardziej podziwiali osiągnięcia jego siostry niż ona sama, mimo że ledwo wiązała koniec z końcem, dorabiając dorywczo. „Tato, jesteśmy!” – wykrzyknął Maksym, gdy samochód wjechał pod znajomy, dwupiętrowy dom. Rodzice powitali ich w drzwiach.

Lidia Arkadiewna, dostojna kobieta o krótkich, farbowanych na kasztanowo włosach, i Giennadij Borisowicz, wychudzony mężczyzna z cofającą się linią włosów i wiecznie ponurym wyrazem twarzy. „No, nareszcie! Czekaliśmy na ciebie!” Matka przytuliła Dmitrija, ale jej wzrok był utkwiony w jego plecach, jakby spodziewała się zobaczyć kogoś innego. „Cześć, mamo! Cześć, tato!” Dmitrij podał mu torby z prezentami.

„To dla ciebie”. „Och, dziękuję, synu!” Matka zajrzała do środka. „Jaki drogi koniak!” „Giennadij, zobacz, co przyniósł twój syn!” Ojciec skinął głową, odbierając butelkę.

„Witaj, Babciu!” „Witaj, Dziadku!” Maksym i Sofia rzucili się, by przytulić babcię. „Witaj! Witaj!” Lidia Arkadiewna pogłaskała ich po głowach. „Ale wyrosliście!” „Wejdź!” Salon był czysty, ale jakoś martwy.

Nie było śladu przygotowań na przybycie wnuków, na stole nie było słodyczy, nie było zabawek, które zazwyczaj przynoszono małym gościom. „Babciu, mogę coś zjeść?” „Długo jedziemy” – Sofia pociągnęła Lidię Arkadiewnę za rękaw. „Tak, tak, ja też jestem głodny” – zgodził się Maksym.

Lidia Arkadiewna uniosła ręce. „Och, dzieci, babcia prawie nic nie ma. Zostało trochę zupy z wczoraj i nie jest zbyt smaczna”.

Otworzyła lodówkę; rzeczywiście była pusta, poza kilkoma jajkami, kilkoma otwartymi słoikami majonezu i garnkiem zupy. „Moja emerytura jest niewielka” – westchnął Giennadij Borisowicz – „a artykuły spożywcze są teraz drogie. Nawet chleb kosztuje prawie sto rubli”.

Dmitrij zmarszczył brwi. Co miesiąc przelewał rodzicom wystarczająco dużo pieniędzy, żeby zapełnić lodówkę smakołykami. „Pójdę do sklepu, niedaleko jest supermarket”.

„Po co marnować pieniądze?” – machnęła ręką matka. „Coś wymyślimy”. W końcu dzieci dostały kanapki z kiełbasą, która ewidentnie za długo stała w lodówce.

Maksym i Sofia wymienili spojrzenia, ale posłusznie zaczęli żuć. „Babciu, czemu nie masz nic do jedzenia?” – wyszeptał Maksym. „Mama zawsze gotuje mnóstwo pysznego jedzenia, kiedy ktoś przychodzi z wizytą”.

„No cóż, twoja matka ma inne możliwości” – odpowiedziała Lidia Arkadiewna z ledwo wyczuwalnym chłodem. „A dziadek i ja jesteśmy emerytami i żyjemy skromnie”. Dmitrij zacisnął zęby, czując narastającą irytację.

Dopiero co wczoraj dokonał przelewu na ten miesiąc. Gdzie się podziały te pieniądze? Niezręczną ciszę przerwał odgłos nadjeżdżającego samochodu. Lidia Arkadiewna ożywiła się, a jej oczy zabłysły.

„Och, wygląda na to, że Lenoczka przyjechała”. Dmitrij spiął się. Nie wiedział, że jego siostra również planuje dziś odwiedzić rodziców, choć znając charakter Eleny, mogła z łatwością pojawić się bez zapowiedzi.

Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem i Elena, drobna blondynka w mocnym makijażu i modnym płaszczu, niemal wpadła do domu. Za nią, niczym dwa małe huragany, wpadli jej synowie bliźniacy, Artem i Anton, młodsi od Sofii o rok. „Mamo! Tato!” – krzyknęła Elena głośno, przytulając rodziców.

„Przechodziliśmy obok i postanowiliśmy wpaść!” Oczy Lidiji Arkadiewnej rozbłysły takim uwielbieniem, jakby do domu weszła gwiazda filmowa, a nie jego własna córka. Giennadij Borisowicz uśmiechnął się szeroko. „Lenoczka! Co za niespodzianka!” Lidija Arkadiewna zacisnęła dłonie.

„A ja właśnie gotowałem obiad! Zaraz! Zaraz!” Dmitrij nie mógł uwierzyć własnym uszom. Jego matka właśnie upierała się, że w domu nie ma jedzenia, a teraz nagle mówi o obiedzie? Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, składniki, o których istnieniu nikt jeszcze 10 minut wcześniej nie podejrzewał, zaczęły pojawiać się na stole. Z sekretnej szafki Lidia Arkadiewna wyjęła torebkę z czerwoną rybą, próżniowo pakowanym serem, oliwkami i owocami.

W piekarniku pojawił się świeżo upieczony placek. „Wow!” – wykrzyknęli z zachwytem bliźniacy, patrząc na stół, który się zmieniał. Maxim i Sofia obserwowali tę scenę szeroko otwartymi oczami.

Sofia sięgnęła po miskę ze słodyczami, ale Lidia Arkadiewna zręcznie przysunęła ją bliżej siostrzeńców. „To wyjątkowe słodycze. Dzieci na nie zasłużyły”.

„W zeszłym tygodniu wystąpiliśmy na koncercie w przedszkolu” – oznajmiła z dumą. „I ja też wystąpiłam” – dodała nieśmiało Sofia. „Mieliśmy wiosenny festiwal i byłam motylem”.

„Tak, tak, bardzo ciekawe” – babcia skinęła głową z roztargnieniem, nakładając już góry jedzenia na talerze bliźniaków. Dmitrij poczuł, jak w środku kipi złość. Jego dzieci kuliły się w kącie stołu z czerstwymi kanapkami, podczas gdy siostrzeńcy pochłaniali przysmaki.

„Mamo, zapomniałam pieniędzy, które zamroziłam dla dzieci” – powiedziała Elena nonszalancko. „Mogłabyś mi pomóc?” „Oczywiście, kochanie!” Lidia Arkadiewna podbiegła do kredensu i wyciągnęła kopertę. „Proszę, weź to”.

„Dla moich ukochanych wnuków nic nie jest za trudne” – Dmitrij dostrzegł zdezorientowane spojrzenie Maksima. Chłopiec spojrzał na kuzynów, którym babcia właśnie podała duży kawałek ciasta, a w jego oczach pojawiło się nieme pytanie.

„Dlaczego oni mogą, a my nie?” To była ostatnia kropla. „Dzieci, szykujcie się, wyjeżdżamy” – powiedział Dmitrij spokojnie, ale stanowczo. „Dokąd idziecie?” – zapytała zaskoczona Lidia Arkadiewna.

„Dopiero co przyjechaliście”. „Jesteśmy zmęczeni” – odpowiedział krótko. „Następnym razem zostaniemy dłużej”.

„Ale chciałeś zostać na noc, to ja pościeliłam łóżko” – powiedziała matka, zdezorientowana. „Następnym razem” – warknął Dmitrij. „Maxim, Sonia, weźcie kurtki”.

Dzieci posłusznie się ubrały i pożegnały dziadków. Uścisnęły wnuki leniwie, ale ich uwaga była już całkowicie skupiona na Elenie i jej synach. W samochodzie Sofia przytuliła się do brata i cicho zapytała:

„Tato, dlaczego babcia Lida powiedziała, że ​​nie ma żadnych smakołyków, a potem tyle dostała za Artema i Antona?” Dmitrij mocno chwycił kierownicę. „Co mam powiedzieć dziecku? Jak wytłumaczyć pięciolatce niesprawiedliwość świata i wybiórczą miłość babci?” „Pewnie zapomniała, że ​​ma to jedzenie” – skłamał. „Babcia jest już stara, czasami się gubi”.

Ale w drodze do domu w głowie Dmitrija zrodził się plan. Plan, który miał raz na zawsze zmienić sytuację i przywrócić sprawiedliwość. Tego wieczoru, po ułożeniu dzieci do łóżek, Dmitrij długo siedział w kuchni, wpatrując się w przestrzeń.

Widziałem zdezorientowaną minę Sofii, gdy babcia odsunęła od niej miskę ze słodyczami. Ból w oczach Maksima, który nigdy nie pokazał dziadkowi książki. A obok niego rozpromienione twarze bliźniaków, pochłaniające smakołyki.

Anna cicho weszła do kuchni i postawiła przed mężem kubek gorącej herbaty. Czy było źle? Usiadła naprzeciwko niego, uważnie wpatrując się w jego twarz. „Gorzej niż zwykle” – Dmitrij potarł skronie.

„Wiesz, co jest najbardziej obrzydliwe? Dzieci to zauważyły. Rozumieją wszystko”. Opowiedział żonie o pustej lodówce, narzekaniach na swoją skromną emeryturę, starej kiełbasie dla dzieci i magicznej przemianie, która nastąpiła wraz z przyjściem Eleny.

„Czemu mnie to nie dziwi?” Anna uśmiechnęła się gorzko. „Pamiętasz, w zeszły Nowy Rok twoja mama dała bliźniakom tabletki, a nam parę skarpetek, tłumacząc, że »wasze dzieci mają już wszystko«”. Dmitrij skinął głową.

Pamiętał. Tak jak pamiętał wiele innych rzeczy. Swoje szesnaste urodziny, kiedy rodzice zapomnieli złożyć mu gratulacje, bo Elena miała tego dnia występ w szkole muzycznej.

Przegapili zakończenie roku szkolnego, zajęci remontem pokoju siostry. Ślub, na którym ich matka płakała nie ze szczęścia, ale z myśli: „Teraz nas zostawisz całkowicie, kto się nami zaopiekuje?”. „Tyle lat wspierałeś ich finansowo” – kontynuowała Anna.

„Czy Elena daje im choć grosz?” „O ile wiem, nie. Wręcz przeciwnie, ciągle pożycza. A mimo to wciąż jest faworytką, a ty…” To było jasne.

„Nie z powodu ciebie i mnie jest mi źle. Tylko ze względu na dzieci”. Dmitrij patrzył nocą przez okno na dziedziniec.

Anna miała rację. Można tolerować niesprawiedliwość wobec siebie, ale nie wobec dzieci. „Wiesz” – powiedział w końcu – „w drodze do domu podjąłem decyzję.

„Jutro dzwonię do banku i blokuję kartę, na którą przelewam pieniądze. Jesteś pewien?” Anna położyła mu rękę na ramieniu. „Twoja matka tego nie przeżyje.

„Ona jest do tego przyzwyczajona…” „Niech się od tego odzwyczai” – warknął Dmitrij. „Albo niech poprosi Elenę, swoją ukochaną córkę, dla której nic nie jest zbyt trudne”. Długo siedzieli w kuchni, wspominając inne przykłady rodzicielskiej niesprawiedliwości.

Jak Lidia Arkadiewna odwiedziła ich w szpitalu położniczym tylko raz po narodzinach Maksima. Ale po narodzinach bliźniaków zamieszkała z Eleną na dwa tygodnie. Jak kupowała Dmitrijowi symboliczne prezenty na urodziny wnuków, podczas gdy Elena wydawała fortunę na specjalne okazje dzieci. „Może to dla nich nie jest takie oczywiste?” – zasugerowała Anna.

„Może po prostu nie rozumieją, co robią”. „Wszyscy rozumieją” – westchnął Dmitrij. „Po prostu zawsze byłem dla nich portfelem, niczym więcej, dostawcą dóbr materialnych, podczas gdy Elena była źródłem pozytywnych emocji”.

„Chwali je, prawi im komplementy, mówi im, jakimi wspaniałymi rodzicami są, a ja…” „A ty po prostu płacisz w milczeniu” – dokończyła za niego Anna. Następny poranek był pochmurny. Dzieci jeszcze spały, a Anna przygotowywała śniadanie.

Dmitrij siedział z telefonem, zbierając myśli przed ważną rozmową. W końcu znalazł numer banku w kontaktach i nacisnął przycisk połączenia. „Halo” – powiedział, słysząc głos operatora.

„Nazywam się Dmitrij Wierszynin. Chciałbym zablokować swoją kartę”. Operator grzecznie zapytał o powód.

„Karta jest używana do innych celów” – odpowiedział Dmitrij. „Chcę ją zablokować i zamknąć”. Po kilku doprecyzowujących pytaniach i weryfikacji tożsamości transakcja została sfinalizowana…

zobacz więcej na następnej stronie ReklamaDmitrij poczuł dziwną ulgę, jakby z ramion spadł mu ogromny ciężar. Nadal miał wątpliwości, ale jego determinacja była silniejsza. „Zrobiłeś to?” – zapytała Anna, stawiając przed nim talerz omletu.

„Gotowe” – skinął głową. „Teraz czekamy na reakcję”. Na reakcję nie trzeba było długo czekać.

Wieczorem telefon Dmitrija pękał w szwach od telefonów od matki. Nie odebrał, wiedząc, że nie jest jeszcze gotowy do rozmowy. Musiał się uspokoić i znaleźć odpowiednie słowa.

Ale dzieci zasnęły i Dmitrij uznał, że nadszedł ten moment. Wyszedł na balkon, żeby nie obudzić Zofii, która miała lekki sen, i zawołał matkę. „Dima!” – w głosie Lidiji Arkadiewny słychać było panikę.

„Co się stało z kartą? Poszliśmy dziś do sklepu po zakupy i karta była zablokowana. Potem dostaliśmy wiadomość, że została całkowicie zablokowana. Czy to była jakaś pomyłka?” „Nie, mamo, nie” – odpowiedział spokojnie Dmitrij.

„Sam zamknąłem tę kartkę”. Po drugiej stronie linii zapadła głęboka cisza. „Co? Zamknąłem?” – zapytała zdezorientowana matka.

„Dlaczego?” „Bo nastąpiła ponowna ocena wartości rodzinnych”. Dmitrij starał się mówić spokojnie, choć w środku aż kipiał ze złości. „Wczoraj widziałem na własne oczy, że niektórym wnukom brakuje pieniędzy nawet na porządne jedzenie, a innym oferuje się smakołyki, prezenty i koperty pełne gotówki”.

„Dima, nie rozumiesz” – wykrzyknęła Lidia Arkadiewna. „Lena przechodzi teraz trudny okres; niedawno rzuciła pracę, a dzieci potrzebują uwagi”. „Czy moje dzieci nie potrzebują uwagi?” – przerwał Dmitrij.

„A co gorsze? Że ich ojciec regularnie pomaga dziadkom finansowo?” „Jesteś niesprawiedliwy!” – rozległ się głos ojca po drugiej stronie słuchawki. „Zawsze kochaliśmy was jednakowo!” „To nieprawda” – powiedział stanowczo Dmitrij. „I ty o tym wiesz”.

„Przez całe moje życie były dwie wagi, dwa pomiary: jeden dla Eleny, jeden dla mnie. Teraz to samo dzieje się z naszymi dziećmi i kładę temu kres”. „Co mówisz?” – głos matki drżał.

„Wychowaliśmy cię, karmiliśmy, ubieraliśmy, a teraz dajesz nam to na starość!” „Tak, robiliśmy, tak jak Elena, tylko ona była wychowywana z miłością, a ja z poczucia obowiązku. I teraz jest tak samo: witasz jej dzieci z otwartymi ramionami i zastawionym stołem, a moje z narzekaniem na biedę i kanapkami z czerstwą kiełbasą”. W słuchawce rozległ się szloch.

Dmitrij skrzywił się; znał tę sztuczkę od dzieciństwa. Kiedy jego matka zdała sobie sprawę, że nie ma kłótni, zaczynała płakać, wywołując poczucie winy. „Mamo, koniec z łzami” – powiedział.

„Podjąłem decyzję. Jeśli masz wnuki, które kochasz, i wnuki, których nie kochasz, to rodzice twoich ukochanych wnuków powinni cię wspierać. Pozwól Elenie pomóc teraz; w końcu nic nie jest zbyt trudne dla jej dzieci”.

Ale nie może, nie ma stałego dochodu. Myślisz, że drukuję pieniądze? Nie, mamo, pracuję. Czasami po 12 godzin dziennie, żeby utrzymać rodzinę, w tym ciebie.

Ale jeśli moja pomoc nie zostanie doceniona, jeśli moje dzieci dostaną ochłapy ze stołu pana, a dzieci Eleny dostaną to, co najlepsze, to przestanę. „Jesteś niewdzięcznym synem” – oburzył się ojciec. „Zrobiliśmy dla ciebie tak wiele”.

„Zrobiłem dla ciebie wiele” – odpowiedział spokojnie Dmitrij. „Ale teraz nasze drogi się rozchodzą. Nie chcę, żeby moje dzieci dorastały z poczuciem bycia obywatelami drugiej kategorii”.

„Do widzenia”. Rozłączył się, wiedząc, że rozmowa dobiegła końca. Serce miał ciężkie, ale jednocześnie lekkie.

To było tak, jakby zrzucił z siebie ciężar, który nosił od lat. Anna wyszła na balkon i bez słowa go przytuliła. „Słyszałeś wszystko?” – zapytał Dmitrij.

„Wystarczająco, by wiedzieć, że postąpiłeś słusznie” – powiedziała, tuląc się do niego. „Nie było łatwo, ale było to konieczne. Wiesz, co jest najdziwniejsze?” Spojrzał w nocne niebo.

„Nie czuję się winny. Wcale nie. Po prostu żałuję, że do tego doszło”.

Kolejny tydzień minął w napiętym oczekiwaniu. Dmitrij spodziewał się, że rodzice będą dzwonić, błagać i grozić, ale telefon milczał. Najwyraźniej postanowili go wymęczyć.

Myśleli, że to on pierwszy się złamie i zadzwoni z przeprosinami. Ale Dmitrij był zdeterminowany. Po raz pierwszy od wielu lat czuł, że postępuje słusznie, chroniąc nie tylko własne interesy, ale także godność swoich dzieci.

W piątek, wracając z pracy, spotkał sąsiadkę przy wejściu do mieszkania, starszą, emerytowaną nauczycielkę, która przyjaźniła się z jego matką. „Dmitrij, cześć!” – zawołała. „Jak się czuje twoja mama? Ostatnio nie widziałam jej na Skypie”.

„Cześć, Nino Pietrowna” – uśmiechnął się Dmitrij. „Nie wiem, dawno nie rozmawialiśmy. Co się stało?” „Zwykle rozmawiamy na Skypie w środy, ale minęły już dwa tygodnie”.

„Martwię się”. Dmitrij zrobił pauzę. Awaria internetu mogła być konsekwencją jego decyzji, ponieważ wcześniej również zapłacił za tę usługę.

„Prawdopodobnie jakieś problemy techniczne” – odpowiedział wymijająco. „Nie martw się, nic jej nie jest”. W domu Dmitrij opowiedział Annie o tej rozmowie.

„Myślisz, że naprawdę mają problemy?” – zapytała. „Jestem pewien, że tak” – Dmitrij skinął głową. „Ale to ich wybór”.

Mogli zadzwonić, przyznać się do błędu, przeprosić. Zamiast tego najwyraźniej postanowili mnie zignorować, licząc, że to ja pierwszy się skontaktuję. „A ty?” „Nie zadzwonię” – powiedział stanowczo.

„Dość. Przez całe życie byłam tą, która idzie na kompromis, tą, która wybacza, tą, która udaje, że wszystko jest w porządku. Już tego nie zrobię”.

Tego wieczoru, gdy dzieci już spały, Elena zadzwoniła. To było niezwykłe. Jej siostra rzadko dzwoniła bez powodu.

„Dim, co ty robisz?” – zaczęła niechętnie. „Twoi rodzice są na skraju załamania nerwowego!”. „Cześć, Lena” – odpowiedział spokojnie Dmitrij. „Nic nie robię”.

„Właśnie przestałem sponsorować ludzi, którzy traktują moje dzieci gorzej niż twoje”. „O czym ty w ogóle mówisz?” – zapytała moja siostra z autentycznym zdumieniem w głosie. „Oni uwielbiają twoje dzieci!”. „Uwielbiają je tak bardzo, że częstują je czerstwymi kanapkami, podczas gdy twoje zajadają się łososiem i ciastkami!” – zaśmiał się Dmitrij.

„Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię” – Elena zrobiła pauzę. „Słuchaj, każdy ma gorsze dni” – powiedziała w końcu.

„Może po prostu nie mieli czasu, żeby przygotować się na twoje przybycie. Znasz mamę. Ona lubi, żeby wszystko było idealne”.

„Dla ciebie i twoich dzieci wszystko zawsze jest idealne” – zauważył Dmitrij. „A dla nas? Jak to się ułoży? Ale to już nie mój problem. Dokonałem wyboru”.

„Głupi, oni są emeryci!” – wykrzyknęła Elena. „I tak nie mają pieniędzy, a ty przestałeś im pomagać”. „A ty im pomagasz?” – zapytał wprost Dmitrij.

„Ja… Przeżywam teraz ciężki okres” – zawahała się moja siostra. „Ledwo wiążę koniec z końcem”. „Więc nie ma o czym mówić” – podsumował Dmitrij.

„To wygodne, kiedy twój brat płaci rachunki, a ty zgarniasz całą chwałę za bycie ukochaną córką, prawda? Ale teraz będzie inaczej. Jeśli chcesz, żeby dobrze im się żyło, pomóż im sama. A ja zapewnię byt mojej rodzinie”.

„Jesteś samolubna!” – wyrzuciła z siebie Elena. „Zawsze taka byłam!”. „Nie, Lena, nie jestem samolubna. Po prostu przestałam być dojną krową”. Zrobił pauzę.

„I wiesz co? Podoba mi się to”. Po rozmowie z siostrą Dmitrij poczuł dziwną ulgę, jakby zrzucił z siebie ciężar, który dźwigał przez lata. Tak, decyzja była trudna, ale słuszna.

W sobotni poranek Maksym podszedł do ojca z zaniepokojonym wyrazem twarzy. „Tato, jedziemy do babci Lidy w przyszły weekend”. Dmitrij uważnie spojrzał na syna.

„Chcesz?” – chłopiec wzruszył ramionami. „Nie do końca” – przyznał. „Nudno tam, a babcia bardziej lubi Artema i Antona niż nas”.

Serce Dmitrija zamarło. Dzieci wszystko dostrzegają, wszystko rozumieją, a ta niesprawiedliwość boli je o wiele bardziej niż dorosłych. „Babcia cię kocha” – powiedział cicho. „Po prostu nie zawsze potrafi to okazać”.

Ale wiesz co? Mamy inną babcię, mamę mamy, i ona cię uwielbia. Chodźmy ją odwiedzić. Twarz Maxima rozjaśniła się.

„No dalej! Babcia Nadya zawsze piecze nam ciasteczka i pozwala bawić się w swoim ogrodzie”. „To wszystko” – uśmiechnął się Dmitrij. „W przyszły weekend jedziemy do babci Nady”.

W tym momencie w końcu zrozumiał, że postąpił słusznie. Jego dzieci zasługiwały na miłość i opiekę. Prawdziwą miłość, a nie tylko udawanie.

I zrobi wszystko, co w jego mocy, żeby to było wszystko, co dostaną. A co do Lidiji Arkadiewnej i Giennadija Borisowicza… Cóż, dokonali wyboru. Teraz niech żyją z konsekwencjami.

I może kiedyś zrozumieją, jak bardzo się mylili. Minęły dwa tygodnie, odkąd Dmitrij zablokował kartę. Wieczory stały się spokojniejsze, bez zwykłych telefonów od matki, która narzeka na zdrowie i prosi, żeby jeszcze trochę doładował konto przed emeryturą.

W mieszkaniu Wierszyninów zapanowała atmosfera spokoju, jakby słońce w końcu wyszło po długiej burzy. Ale pewnego niedzielnego poranka, gdy Dmitrij pomagał Maksymowi w montażu nowego zestawu konstrukcyjnego, zadzwonił dzwonek do drzwi. W progu stał kurier z paczką.

„Dmitrij Giennadiewicz Wierszynin?” – zapytał młody mężczyzna, sprawdzając list przewozowy. „Tak, to ja” – Dmitrij skinął głową, podpisując się pod odbiór przesyłki. W małym pudełku leżała podarta dziecięca książeczka do rysowania.

Dmitrij nie rozpoznał go od razu. To był album z pierwszej klasy, zawierający jego wczesne rysunki. Na pierwszej stronie widniał prymitywny rysunek rodziny.

Mama, tata, mały Dima i malutka Lena w wózku. Album zawierał również notatkę napisaną drżącym pismem: „Synu, znalazłem twój album, kiedy przeglądałem swoje stare rzeczy.

Spójrz, jakim byłeś utalentowanym chłopcem. Zawsze nas razem rysowałeś. Zawsze przedstawiałeś szczęśliwą rodzinę.

„Co się z nami stało? Twoja matka” – zaśmiał się Dmitrij. Kolejna manipulacja.

Album leżał w domu moich rodziców od 30 lat. I właśnie teraz, akurat wtedy, moja matka postanowiła go odnaleźć i wysłać. Wyraźna próba wywołania nostalgii i poczucia winy.

„Co tam jest?” – zapytała Anna, zerkając przez ramię męża. „Pozdrowienia z przeszłości” – podał jej album. „Mama próbuje wzbudzić litość”.

Anna przewracała strony, patrząc na dziecięce rysunki – jasne, naiwne, pełne miłości do świata. „Wiesz, co jest najbardziej ironiczne?” – zaśmiał się gorzko Dmitrij. „Naprawdę wszystkie mi się podobały”.

Zdecydowanie. Namalowałem świat taki, jakim chciałem, żeby był. Ale rzeczywistość zawsze była inna.

Byłeś cudownym dzieckiem. Anna pogłaskała go po policzku. A ty stałeś się cudownym mężczyzną i ojcem, i nie pozwoliłeś, żeby w to zwątpili.

Dmitrij skinął głową i odłożył album do szafy. Nie zamierzał dać się nabrać na tę sztuczkę. Zbyt wiele lat spędził, próbując zasłużyć na miłość rodziców, na którą nie musiał sobie zasłużyć.

Musiało być bezwarunkowe. Tego samego wieczoru zadzwonił telefon z nieznanego numeru. Dmitrij, pogrążony w pracy, odebrał automatycznie.

„Dmitrij Wierszynin?” – rozległ się oficjalny kobiecy głos. „Dzwoni pracownica socjalna Swietłana Igoriewna. Dzwonię na prośbę waszych rodziców, Giennadija Borisowicza i Lidiji Arkadiewny Wierszynin”.

Napotkali trudności finansowe i wymienili pana jako najbliższego krewnego, który może pomóc”. Dmitrij odchylił się na krześle, czując narastającą w gardle irytację. „Przepraszam, ale z jakiej organizacji pan dzwoni?” „Z Centrum Pomocy Społecznej” – odpowiedziała kobieta.

„Twoi rodzice zwrócili się do nas o pomoc w uzyskaniu dotacji i podczas naszej rozmowy okazało się, że mają poważne problemy z opłacaniem rachunków za mieszkanie i media. Narosły im zaległości”. „Rozumiem” – powiedział Dmitrij, starając się mówić spokojnie.

„Czy ich córka, Jelena, jest świadoma sytuacji? Zostaliśmy poinformowani, że jej córka obecnie nie jest w stanie zapewnić wsparcia finansowego”. „Oczywiście, że nie” – mruknął Dmitrij. „Słuchaj, Swietłano Igoriewna, sytuacja jest skomplikowana…”

zobacz więcej na następnej stronie ReklamaKiedyś naprawdę pomagałem finansowo moim rodzicom, ale ostatnio postanowiłem przestać. Miałem ku temu dobre powody. Ale twoi rodzice są starsi i jest im ciężko.

„Rozumiem” – przerwał Dmitrij. „Ale moja decyzja jest ostateczna. Jeśli naprawdę potrzebują pomocy, niech zwrócą się o wsparcie rządowe”.

O ile wiem, istnieją dotacje dla emerytów o niskich dochodach”. Po rozmowie z pracownikiem socjalnym Dmitrij poczuł się zdruzgotany. Jego rodzice uciekli się do ciężkiej artylerii, angażując agencje rządowe, aby wywrzeć na niego presję, ale on nie ustąpił.

Stawka była zbyt wysoka – godność jego dzieci, jego własny szacunek, zasady sprawiedliwości, które chciał zaszczepić Maksymowi i Sofii. W środku tygodnia Dmitrij został wezwany przez dyrektora firmy. To było nietypowe.

Zazwyczaj wszystkie problemy rozstrzygał kierownik wydziału. „Proszę usiąść, Dmitriju”. Andriej Wiktorowicz, krępy mężczyzna po pięćdziesiątce, wskazał na krzesło naprzeciwko.

„Mam coś do omówienia”. Dmitrij stał się niespokojny. Czy to zwolnienia? A może problemy z jego najnowszym projektem? „Otrzymałem dziwny telefon” – zaczął reżyser, stukając długopisem o stół.

„Twoja matka dzwoniła na przyjęcie”. „Co?” Dmitrij nie mógł uwierzyć własnym uszom. „Tak, tak, wyobrażasz sobie?”

W jakiś sposób znalazła numer firmy, dodzwoniła się do sekretarki i zażądała osobistego spotkania ze mną. Powiedziała, że ​​ma pan poważny problem z alkoholem, że nie pomaga pan rodzinie i że obawia się, że może pan sprzeniewierzyć firmowe fundusze. Dmitrij poczuł, jak krew napływa mu do twarzy. To było nie do przyjęcia.

Próbując zniszczyć swoją karierę, swoją reputację. „Andrieju Wiktorowiczu, to absolutne kłamstwo” – powiedział stanowczo. „Mam trudne relacje z rodzicami i niedawno przestałem udzielać im wsparcia finansowego.

Najwyraźniej w ten sposób chcą się zemścić. Reżyser machnął ręką. „Tak, zdałem sobie sprawę, że to bzdura.

„Jesteś jednym z naszych najbardziej godnych zaufania pracowników i na pewno nie czuć od ciebie alkoholu. Chciałem cię tylko ostrzec. Sytuacja jest nieprzyjemna”.

„Dziękuję” – Dmitrij odetchnął z ulgą. „I przepraszam za to”.

„Nie sądziłem, że zajdą tak daleko”. „Relacje rodzinne są skomplikowane” – zauważył filozoficznie Andriej Wiktorowicz. „Mój teść i ja jesteśmy w stanie wojny od 20 lat, ale nigdy nie doszliśmy tak daleko”.

Wracając do biurka, Dmitrij długo nie mógł się skoncentrować. Telefon matki do dyrektora firmy był czymś więcej niż zwykłą manipulacją; to była próba aktywnego skrzywdzenia go. Jego rodzice przekraczali wszelkie granice.

Tego wieczoru opowiedział Annie wszystko. „To takie straszne?” – wykrzyknęła oburzona. „Mogli zrujnować ci karierę”.

„Nie zniszczyliby tego” – Dmitrij pokręcił głową. „Ale pozostawia im to niesmak. Są gotowi zrobić wszystko, żeby odzyskać źródło dochodu”.

„Jesteś pewien, że nie chcesz skonsultować się z prawnikiem?” – zapytała zaniepokojona Anna. „A co, jeśli wymyślą coś innego?” „Zobaczymy” – odparł zamyślony Dmitrij. „Mam nadzieję, że zrozumieją, że nic nie osiągną tymi metodami”.

Następnego dnia, wracając z pracy, Dmitrij zastał w domu niespodziewanego gościa. Jego młodsza siostra, Jelena, siedziała w salonie, nerwowo bawiąc się paskiem torebki. „Lena, co tu robisz?” – zapytał, zdejmując kurtkę.

„Musimy porozmawiać”. Wstała, żeby go powitać. „Wzięłam wolne w pracy i przyszłam tutaj.

„Sytuacja jest krytyczna”. Anna wyszła z kuchni, wycierając ręce ręcznikiem. „Zaproponowałam Elenie herbatę, ale odmówiła” – powiedziała sucho.

„Powiedziała, że ​​to nie potrwa długo”. „I miała rację” – Elena skinęła głową. „Dim, musimy poważnie porozmawiać”.

„Sam na sam”. Dmitrij wymienił spojrzenia z żoną. „Nie mamy przed Anną żadnych tajemnic” – powiedział stanowczo.

„Mów przy niej.” „Dobrze.” Elena nerwowo poprawiła włosy.

Rodzice są na skraju załamania. Odcięto im prąd z powodu braku płatności. Od dwóch tygodni nie ma internetu.

Rachunki za media nie zostały zapłacone. Skończyły nam się leki. Mój ojciec wczoraj o mało nie zemdlał z powodu nadciśnienia.

„I przyjechałeś tu, żebym znowu mógł przejąć wszystko?” Dmitrij skrzyżował ramiona. „Przyjechałem tu, żeby znaleźć kompromis” – odparła Elena. „Dim, rozumiem, że jesteś zdenerwowany tym incydentem z dziećmi”.

„Nie z powodu tego incydentu” – przerwał Dmitrij. „Z powodu systematycznego podejścia. Tak było przez całe moje życie”.

Dla ciebie to, co najlepsze. Dla mnie, to, co mi pozostało. Teraz to samo z naszymi dziećmi.

I powstrzymałam to.” Elena westchnęła. “Dobra, załóżmy, że masz rację.

„Ale moi rodzice są już starzy. Trudno im się zmienić. Naprawdę pozwolisz im cierpieć z tego powodu?” „A gdzie byłaś wcześniej, Lena?” wtrąciła Anna.

„Dlaczego Dima przez te wszystkie lata utrzymywał twoich rodziców, a ty nawet o tym nie pomyślałaś?” „Nie mogłam” – wykrzyknęła Jelena. „Samotnie wychowuję dwójkę dzieci, ledwo wiążąc koniec z końcem”. „I myślisz, że jestem milionerem?” – zaśmiał się Dmitrij.

Wychowuję też dwójkę dzieci. Jedyna różnica jest taka, że ​​pracuję jak szalona, ​​żeby utrzymać rodzinę. I utrzymywałam też rodziców.

Ale jeśli traktują moje dzieci jak obywateli drugiej kategorii, to mam już dość”. Elena nagle wybuchnęła płaczem. „Głupia, nie daję sobie rady” – przyznała.

Te dwa tygodnie to był koszmar. Moi rodzice dzwonią codziennie. Żądają pieniędzy.

Po prostu ich nie mam. A oni mi nie wierzą. Myślą, że to ukrywam.

Dmitrij poczuł ukłucie współczucia dla siostry. Ona również była ofiarą systemu wartości rodziców, choć z innej perspektywy. „Lena nie jest moim problemem” – powiedział cicho, ale stanowczo.

„Rodzice dokonali wyboru. Wybrali ciebie i twoje dzieci. Teraz niech na ciebie liczą.

„Ale to niesprawiedliwe. Czy sposób, w jaki traktowali moje dzieci, był sprawiedliwy?” Dmitrij pokręcił głową. „Nie, Leno…”

Każdy dostaje to, na co zasługuje. Nie będę już dłużej wspierać ludzi, którzy nie szanują mnie i mojej rodziny. Elena wstała, ściskając pasek torebki tak mocno, że aż zbielały jej kostki.

„Zawsze byłaś samolubna” – wydusiła z siebie. „Zawsze myślałaś tylko o sobie”. „Nie, Leno” – odparł Dmitrij.

Zawsze myślałam o wszystkich, tylko nie o sobie. A teraz w końcu zaczęłam myśleć o mojej rodzinie. I wiesz co? Podoba mi się to.

Po odejściu siostry Dmitrij długo stał przy oknie, obserwując, jak wsiada do taksówki. Gdzieś głęboko w sercu wciąż czuł iskierkę sympatii do młodszej siostry, którą chronił przed łobuzami z sąsiedztwa i pomagał jej w odrabianiu lekcji. Ale ta sympatia nie mogła już przeważyć nad jego determinacją w ochronie własnych dzieci.

„Wszystko w porządku?” Anna podeszła do niego od tyłu i objęła go ramieniem. „Tak” – objął jej dłoń swoją. „Tylko się zastanawiam”.

„Wiesz, Elena też jest ofiarą. Jej rodzice zrobili z niej infantylną, rozpieszczoną osobę, która myśli, że świat jest jej coś winien”. „Ale to nie twoja wina” – zauważyła Anna.

„Może i nie” – zgodził się Dmitrij. „To po prostu smutne, jak wychowanie moich rodziców wypaczyło nas oboje. Zrobili ze mnie wiecznego dłużnika, jej wiecznego konsumenta”.

Telefon zadzwonił późno w nocy, akurat gdy Dmitrij szykował się do snu. Numer był nieznany, ale zawierał numer kierunkowy do ich rodzinnego miasta. „Dmitrij!” – rozległ się drżący głos ojca.

„Synu, to ja!” „To twój tata”. Dmitrij wyszedł na balkon, żeby nie obudzić Anny.

„Co się stało?” „Twoja mama jest w szpitalu!” – głos mojego ojca się załamał. „Zawał serca! Lekarze twierdzą, że przyczyną był silny stres”.

Dmitrij zamknął oczy, czując, jak ściska go w żołądku. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie tego. „Jak poważna jest ta sytuacja?” – zapytał po chwili.

„Zabrali mnie. Dzwonię z pogotowia, bateria w moim telefonie padła”. „Czy Lena wie?”

„Tak, zadzwoniłem do niej pierwszy. Już jedzie” – westchnął Dmitrij.

„Oczywiście, Elena zadzwoniła pierwsza; nawet w takiej sytuacji trzymał się z daleka”. „Dobra, idę” – powiedział po chwili. „Będę za godzinę”.

„Dziękuję, synu”. W głosie ojca słychać było ulgę. Dmitrij westchnął.

„Co się stało?” zapytała sennym głosem. „Mama jest w szpitalu, ma zawał serca” – wyjaśnił krótko. „Już do nich jadę”.

“Zaopiekujesz się dziećmi?” “Oczywiście.” Anna go przytuliła.

„Tylko uważaj. Nie na drogę, ale na ich manipulacje”. Dmitrij skinął głową.

Ta myśl już przeszła mu przez głowę. A co, jeśli to kolejny podstęp, żeby go zmusić do przyjazdu? Ale nie mógł ryzykować. Jeśli jego matka naprawdę była w szpitalu, on musiał tam być.

Podróż zajęła niecałą godzinę. Autostrada była prawie pusta w nocy. Po zaparkowaniu przy szpitalu Dmitrij szybko poszedł na izbę przyjęć.

Zobaczył tam swojego ojca, zgarbionego na plastikowym krześle, i Elenę, nierówno krążącą po korytarzu. „Dima!” – warknęła Elena. Dmitrij podszedł do niego.

„Wreszcie!” Mama została przeniesiona na oddział, kryzys minął. „Co mówią lekarze?” Dmitrij uścisnął dłoń ojca, wyglądając na 10 lat starszego. „Silny stres z powodu nadciśnienia” – odpowiedział Giennadij Borisowicz.

„Mówią, że potrzebuje odpoczynku i regularnych leków”. „Czy mogę ją zobaczyć?” „Nie wcześniej niż jutro. Podali jej już silne środki nasenne”.

Dmitrij skinął głową, wskazując, że coś się wydarzyło przed atakiem. Zapytał: „Otrzymaliśmy zawiadomienie o możliwości odcięcia gazu z powodu braku płatności”.

Ojciec odpowiedział cicho. Lida zdenerwowała się, rozpłakała się, mówiąc: „Porzuciłeś nas”, po czym złapała się za serce i upadła. Elena rzuciła bratu oskarżycielskie spojrzenie.

Dmitrij go zignorował. „Jakich leków ona potrzebuje?” zapytał. „Całą listę” – westchnął ojciec.

„Nie mamy pieniędzy”. „Kupię to” – powiedział Dmitrij. „Daj mi przepis”.

Giennadij Borisowicz podał mu złożoną kartkę papieru. „Synu” – zaczął drżącym głosem – „rozumiem, że się myliliśmy, ale czy naprawdę pozwolisz swojej matce umrzeć z powodu urazy?”. Dmitrij gwałtownie wstał. „Tato, wystarczy! Pomogę z lekami i rachunkami ze szpitala”.

Ale to nie znaczy, że zapomniałem lub wybaczyłem ci sposób, w jaki traktowałeś moje dzieci. – Ale my… – Nie – powiedział stanowczo Dmitrij. – Nie będę teraz o tym rozmawiał.

„Mama jest w szpitalu, a ja pomogę. Ale moje warunki nadal obowiązują. Albo będziesz traktować wszystkie wnuki równo, albo nie będę cię już wspierać finansowo”.

Zwrócił się do Eleny. „I oczekuję, że zaczniesz pomagać swoim rodzicom, przynajmniej częściowo. Oni nie są tylko moi, oni są też twoi”.

Elena spuściła wzrok, ale milczała. Dmitrij wyszedł ze szpitala i głęboko odetchnął chłodnym, nocnym powietrzem. Serce mu ciążyło, ale wiedział, że postępuje słusznie.

Szantaż i manipulacja go nie złamią. Pomoże matce wyzdrowieć, ale nie zdradzi swoich zasad. W samochodzie wybrał numer Anny.

„Jak się czujesz?” – zapytała natychmiast. „Mama jest w szpitalu, kryzys minął” – odpowiedział Dmitrij. „Zapłacę za leki i rachunki szpitalne, ale potem wszystko wróci do normy”.

„Jesteś pewien?” „Absolutnie” – powiedział stanowczo. „To nie zmienia mojej decyzji. Jeśli chcą mojego udziału finansowego, powinni zmienić swoje nastawienie do naszych dzieci; nic się nie zmieni”.

Cichy śmiech Anny rozległ się w słuchawce. „Wiesz co? Jestem z ciebie dumna” – powiedziała. „Stałeś się silniejszy, i to prawda”.

„Dziękuję” – uśmiechnął się Dmitrij, czując, jak ciężar w jego sercu nieco ustępuje. „Wkrótce wrócę do domu”.

Uruchomił samochód, myśląc, że czeka go wiele trudnych rozmów i trudnych decyzji. Ale był na to gotowy. Dla dobra swoich dzieci, dla ich godności, dla sprawiedliwości, był gotów doprowadzić to do końca.

Jadąc nocą do domu opustoszałą autostradą, Dmitrij rozmyślał o tym, jak dziwne jest życie. Tak rozpaczliwie staramy się zasłużyć na miłość tych, którzy powinni kochać nas bezwarunkowo, a jednak często zapominamy docenić tych, którzy naprawdę akceptują nas takimi, jacy jesteśmy. Znaleźliśmy się w światłach miasta.

Dmitrij przyspieszył, pragnąc wrócić do swojej prawdziwej rodziny, gdzie kochano go nie za pieniądze czy usługi, ale po prostu za to, kim był. Wypisanie matki ze szpitala odbyło się bez większych ceremonii. Dmitrij zapłacił wszystkie rachunki, kupił niezbędne leki i odwiózł Lidiję Arkadiewną do domu.

Była niezwykle cicha, tylko od czasu do czasu rzucając synowi niepewne spojrzenia. Giennadij Borisowicz poprawił poduszki i zaproponował mu herbatę. „Dziękuję za pomoc” – powiedział ojciec, odprowadzając Dmitrija do drzwi.

„Nie dalibyśmy rady bez ciebie”. „To nie znaczy, że wracam do starych metod działania” – odparł stanowczo Dmitrij. „Pomagałem w nagłym wypadku, ale moja decyzja nadal obowiązuje”.

Giennadij Borisowicz zmarszczył brwi, ale nie protestował. Prawdopodobnie bał się sprowokować kolejną falę ataków u żony, która mogłaby podsłuchać rozmowę z sąsiedniego pokoju. „Porozmawiamy o tym później, kiedy mama wyzdrowieje” – dodał Dmitrij, ściskając dłoń ojca.

„Opiekuj się nią”. Kolejne tygodnie minęły w pełnym napięcia oczekiwaniu. Dmitrij skupił się na pracy i rodzinie, starając się nie myśleć o rodzicach.

Elena nie zadzwoniła ponownie, najwyraźniej czekając na odpowiedni moment. Pewnego wieczoru, gdy Dmitrij pomagał Sofii z aplikacją do przedszkola, zadzwonił jego ojciec. „Muszę porozmawiać”.

Głos Giennadija Borisowicza brzmiał zmęczony, ale zdecydowany. „Możesz przyjechać w ten weekend. Tylko sam, bez dzieci”.

„Dlaczego?” – zapytał Dmitrij z rezerwą. „Mama i ja dużo o tym myśleliśmy. Chcemy omówić sytuację jak dorośli, bez krzyków i oskarżeń”.

Dmitrij zamilkł, rozważając propozycję. „Może rodzice naprawdę zdali sobie sprawę ze swoich błędów, a może to kolejna pułapka”. „Dobrze” – zgodził się w końcu.

„W sobotę?” „Około drugiej”. Po rozłączeniu się Dmitrij opowiedział Annie o zbliżającym się spotkaniu. „Uważaj” – ostrzegła.

„Mogą próbować tobą manipulować, zwłaszcza biorąc pod uwagę niedawną chorobę twojej matki”. „Wiem” – Dmitrij skinął głową. „Ale może naprawdę zdali sobie sprawę, że się mylili”.

„Ludzie czasami się zmieniają”. „Czasami” – zauważyła Anna sceptycznie. „Ale rzadko”.

W sobotę Dmitrij przybył do domu rodziców punktualnie. W domu panowała niezwykła cisza. Zazwyczaj panował chaos, zwłaszcza gdy przyjeżdżały dzieci Eleny.

Ale dzisiaj nie było tam nikogo poza jego rodzicami. „Wejdź, synu” – powitała go na korytarzu Lidia Arkadiewna. Schudła od czasu pobytu w szpitalu i miała cienie pod oczami, ale jej spojrzenie było bystre i zdecydowane.

„Zrobiliśmy herbatę w kuchni”. Ojciec już siedział przy kuchennym stole. Przed nim leżał stos papierów.

Paragony, rachunki, jakieś dokumenty. Dmitrij spiął się. „Czy oni naprawdę będą chcieli znowu wywołać u mnie współczucie?” „Usiądź” – Giennadij Borisowicz wskazał na krzesło.

„Mamy dużo do omówienia”. Dmitrij usiadł, mierząc rodziców nieufnym spojrzeniem. Lidia Arkadiewna nalała herbaty do filiżanek i również usiadła.

„Mój ojciec i ja dużo myśleliśmy” – zaczęła, unikając bezpośredniego kontaktu wzrokowego. „Po mojej chorobie, po wszystkim, co się wydarzyło, zdaliśmy sobie sprawę, że zachowywaliśmy się źle”.

Dmitrij uniósł brwi ze zdziwienia. Nie spodziewał się takiego wyznania. „Nie chodzi tylko o pieniądze” – kontynuowała jego matka.

„Chociaż bez waszej pomocy naprawdę jest nam ciężko. Chodzi o to, jak traktujemy was i wasze dzieci. Byliśmy niesprawiedliwi”.

„Dlaczego?” zapytał Dmitrij bez ogródek. „Dlaczego zawsze wolałeś Elenę? Dlaczego nadal traktujesz jej dzieci lepiej niż moje?” Lidia Arkadiewna wymieniła spojrzenia z mężem, jakby szukała wsparcia. „Elena zawsze była trudnym dzieckiem” – powiedziała powoli.

„Kapryśna, wymagająca. Jeśli nie poświęcano jej wystarczająco dużo uwagi, wpadała w złość i nie odzywała się całymi dniami. Ale ty byłaś niezależna i spokojna.

„Przyzwyczailiśmy się, że masz wszystko, czego potrzebujesz, że potrafisz sobie sama poradzić. I stopniowo stało się to normą” – wtrącił ojciec. „Życzymy Elenie wszystkiego najlepszego, żeby się nie denerwowała”.

„A co wam zostanie? Nawet nie zauważyliśmy, jak bardzo to było niesprawiedliwe”. „A potem przyszły wnuki” – powiedziała Arkadiewna. „I wszystko się powtórzyło”.

Artem i Anton są tacy sami jak Elena, tak samo wymagający. A twoje dzieci, tak jak ty, nigdy nie narzekały. Dmitrij słuchał, czując narastającą w nim gorycz.

„Więc został ukarany za to, że był grzecznym dzieckiem? Za to, że nie robił scen i nie domagał się specjalnego traktowania? To żadne usprawiedliwienie” – powiedział stanowczo. „To to samo. Nie za zachowanie, nie za żadne zasługi, ale po prostu dlatego, że byli jego dziećmi”.